wtorek, 29 września 2015

Zeznania - protokóły z przesłuchań dwóch Robinsonów z ul. Marszałkowskiej 21


W uzupełnieniu wspomnień Antoniego Czarkowskiego  załączam  zeznania dwóch Robinsonów z ul. Marszałkowskiej 21  - ich  relacje  dotyczą w znacznej części   pierwszych dni  Powstania, dokładnie opisane są  metody  bestialskich   mordów  ludności cywilnej, sposobów  palenia zwłok w czeluściach piwnic.  Tata  wspomina  również  pierwsze dni - rozstrzelanie, zachowanie i metody działania oprawców , ale w dalszej części  szczegółowo  opisuje   codzienne, trudne życie czterech rozbitków, w tak  niezwykle ekstremalnych warunkach , zasady  ściśle przestrzeganego regulaminu.  Dramatyczny jest opis  dwukrotnego i minowania i wysadzania  ich kamienicy. Szczegółowo opisał też sposób wyjścia z Warszawy i tułaczkę po jej  okolicach  oraz   powrót ze Zdzisławem  Michalikiem do Warszawy po wyzwoleniu miasta.



 Zdzisław Michalik


 Jan Łatwiński

Zeznania Jana Łatwińskiego  z  27.11.1945 przed  Warszawską Komisją Badania Zbrodni Niemieckich   o zbrodniach popełnionych przez hitlerowców  w aptece Anca przy ul. Marszałkowskiej.
                                       PROTOKÓŁ PRZESŁUCHANIA ŚWIADKA
27.11.1945 w Warszawie Sędzia  Śledczy II Rejonu Sądu Okręgowego w Warszawie z siedzibą w Warszawie, w osobie p.o. Sędziego Alicji Germasz przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka.    Po  uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art.107 kpk. oraz o znaczeniu przysięgi Sędzia odebrał od niego przysięgę na zasadzie art. 109 kpk., po czym świadek zeznał, co następuje:
Imię i nazwisko:                                                 Jan Łatwiński
Wiek:                                                                  26.06.1902
Imiona rodziców:                                               Paweł i Anna
Miejsce zamieszkania:                                     Warszawa ul. Marszałkowska  14 m. 70
Zajęcie:                                                              informator BOS
Wyznanie:                                                          rzymskokatolickie
Karalność:                                                         nie karany
  
     4 sierpnia 1944 roku wobec tego, że dom, w którym mieszkałem przy ul. Marszałkowskiej 9, zaczął się palić, przeszedłem wraz z innymi lokatorami do sąsiedniego domu nr 11. Tam schroniliśmy się wszyscy do szopy, która stała na podwórzu. Około godziny  5 przyszli tam Niemcy i Ukraińcy i kazali nam wszystkim wyjść. Przeprowadzili nas na  przeciwległa stronę ulicy i dalej do  rogu ulicy Litewskiej. Tu oddzieli kobiety od mężczyzn. Kobiety popędzili w stronę placu Zbawiciela, mężczyzn zatrzymali przy ul. Litewskiej. Cała ulica Litewska i Oleandrów była  obstawiona żandarmerią i esesmanami. Nam kazano wszystkim położyć się na ziemi twarzą do chodnika; który z nas nie chciał tego zrobić, był natychmiast bity przez Ukraińców. Leżących na ziemi każdego  po kolei rewidowano i zabierano zegarki, pierścionki i inne kosztowności. Było  nas tam około 80 osób. Leżąc na ziemi widziałem, jak Ukraińcy po przerewidowaniu  podnosili  mężczyzn brutalnie za kołnierz i przeprowadzali na druga stronę ulicy, to jest na róg Marszałkowskiej i Oleandrów i dalej  w ulicę Oleandrów. Każdego podniesionego w ten sposób pojedynczo przeprowadzał Ukrainiec, po chwili słyszałem wystrzał i Ukrainiec  wracał  po następnego mężczyznę. W ten sposób  ruchem wahadłowym  kursowało około pięciu Ukraińców. Gdy przyszła  kolej na mnie, zostałem również podniesiony za kołnierz i Ukrainiec cały czas za kołnierz  mnie trzymając, przeprowadził w ulicę Oleandrów  koło apteki Anca.  Apteka  od strony ulicy Marszałkowskiej się paliła, od strony ulicy Oleandrów była już wypalona. Zostałem ustawiony przed piwnicą, która już nie paliła, w ulicę Oleandrów, twarzą do muru. Stojący za mną Ukrainiec zawołał  do mnie „skacz!” Ja wtedy skoczyłem  do piwnicy, w tym momencie  padł strzał, kula przeszła na wylot przez prawe ramię. 

Gdy znalazłem się w piwnicy, zobaczyłem, że padłem na leżących tam ludzi, było ich około dziesięciu, były to przeważnie trupy lub konający, słyszałem rzężenie. Pozostałem tam przez pewien czas i widziałem spadających po pojedynczych strzałach coraz to nowych ludzi. Następnie przeszedłem piwnicami w stronę Marszałkowskiej. Tu przechodząc widziałem w palącej  się piwnicy od oknami całe strony trupów palących się, było ich przynajmniej kilkadziesiąt. Sam pozostałem w mojej piwnicy, która  już nie paliła się i widziałem przez okno, jak Ukraińcy w dalszym ciągu przeprowadzali mężczyzn o ul Litewskiej w stronę ulicy Oleandrów  i słyszałem wciąż pojedyncze strzały. Następnie przeszedłem na podwórze i tam spotkałem Władysława Tymińskiego lat 27 ( adresu jego obecnego nie znam), w tym czasie pracował przy ulicy Marszałkowskiej 11/13. Z nim razem zeszliśmy schodami do piwnic leżących po przeciwnej stronie klatki schodowej niż apteka Anca od strony ulicy Oleandrów. W piwnicy tej zobaczyliśmy ułożony i palący się stos trupów. Ciała leżały na ziemi, na nich ułożone deski i znowu ciała i tak warstwami poukładane paliły się. Było to ciała i kobiet i mężczyzn. Było tam około 30 – 40 osób. Kilka trupów leżało osobno na ziemi obok stosu.  Wszystko  to byli ludzie ubrani po cywilnemu, bez żadnych  odznak wojskowych. Nadmieniam, ze piwnica  ta nie paliła się, palił się tylko wyraźnie stos trupów. Wróciłem wtedy na teren apteki Anca po rozłączeniu się z Tymińskim . Tu się ukryłem  w ubikacji, która nie była wypalona. Siedziałem w niej przez dwa dni i dwie noce. W ciągu dnia słyszałem salwy  karabinów  maszynowych od strony ulicy Marszałkowskiej oraz pojedyncze  strzały od ulicy Oleandrów. Słyszałem krzyki, jęki Polaków, przekleństwa Ukraińców, słyszałem  odgłosy  upadających ciał . Zdawałem sobie sprawę, że odbywają się w dalszym ciągu egzekucje.  Raz słyszałem krzyk mężczyzny: „Daruj mi życie!”. W nocy słyszałem krzyki i śmiechy pijanych Ukraińców, dochodzące  z ulicy i czułem wielkie gorąco od palącego się ognia.  Nadmieniam, że piwnica w tym czasie się nie paliła.
Z dochodzących odgłosów odnosiłem wrażenie, że odbywa się w dalszym ciągu palenie trupów przez rzucanie do piwnicy środków zapalających, słyszałem  bowiem stuk czegoś padającego, po tym syk i czułem  wzrastające ciepło.

Po dwóch  dniach poszedłem na szóste piętro domu, w którym była apteka i tam się ukrywałem   wraz z trzema  spotkanymi  towarzyszami: Zdzisławem Michalakiem lat 37, Antonim Dudkiem lat 16  oraz spotkanym uprzednio  Tymińskim ( adresów ich nie znam). Do 7 listopada 1944  siedzieliśmy w tym spalonym mieszkaniu i o tym , co się w tym czasie działo na dole, nie wiem. Słyszałem tylko odgłosy  toczących się walk, czasem dochodziły głosy Ukraińców. Michalak opowiadał mi,  że został zabrany z kościoła Zbawiciela, przeprowadzono go  przez aptekę  Anca  i kazano  mu zrzucać trupy do piwnicy. W pewnej  chwili spostrzegł, ze jeden z Ukraińców celuje do niego z karabinu, skoczył wtedy do piwnicy, gdzie przeleżał parę godzin pod trupami, uciekł dopiero wtedy, gdy spostrzegł, że trupy są podpalane.
Antoni  Dudek był  wyprowadzony z ulicy Oleandrów przez aptekę Anca, gdzie został  postrzelony przez dokonywujących  egzekucje Ukraińców i uciekł skacząc do piwnicy.
Odczytano.                                                                                           Jan Łatwiński

Nadmieniam, że do dnia  dzisiejszego na skutek odniesionej rany w rękę mam ograniczoną zdolność władania tą ręką.
p.o. Sędzia  A. Germasz
Za zgodność Halina Wereńko
  









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz